Odkąd pamiętam, na dziecięce bale karnawałowe byłam przebierana za kelnerkę. To prawda, chciałam być królewną i mieć piękną suknię z falbanami. Jednak często wygrywane konkursy na najlepsze przebranie przekonywały mnie, żeby w kolejnym roku znów zostać... kelnerką.
Mimo tej presji, nie dałam się zwieść. Kiedy tylko była okazja, sadzałam na wersalce swoje maskotki i uczyłam je, jak ładnie pisać literki i mówić wierszyki. Drąc się na cały głos, pokazywałam, jak ładnie śpiewać. Bywało też, że lalki i misie zastępowałam członkami rodziny i zmuszałam do wysłuchiwania np. jednej kolędy śpiewanej we wszystkich znanych mi wtedy językach.
Jako uczennica byłam zafascynowana moją panią od j.polskiego i plastyki, j.rosyjskiego i historii. Miałam też szczęście doświadczyć w szkole wsparcia i troski.
Po latach, zbierając rodzinne historie, przekonałam się, że mój dziadek - Gabriel Rurarz - był przez jakiś czas nauczycielem. Zawód ten wykonywała też kuzynka mojej mamy, a obecnie również jej córka.
Kiedy w liceum zastanawiałam się nad swoją zawodową przyszłością, ważnym kryterium było dla mnie to, żebym poprzez swoją pracę mogła zmieniać świat na lepszy. Po niezliczonych analizach, tabelkach z "za" i "przeciw" uznałam, że największy wpływ mogę mieć poprzez uczenie dzieci wartości, postaw, myślenia. Zawód nauczyciela był już wtedy naturalnym i oczywistym wyborem.
Myśl, że ucząc dzieci, mam wpływ na losy świata, nigdy mnie nie opuściła. To jest coś, co sprawia, że zamykając za sobą drzwi od klasy, czuję, że razem z uczniami robimy coś ważnego.
Kiedyś usłyszałam pewną przypowieść:
Pewien wędrowiec zauważył dwóch robotników budujących mur. Kiedy zapytał, co takiego robią, pierwszy odpowiedział: "Nie wiem. Coś tam dłubię, jak mi kazali". Drugi rzekł: "Buduję katedrę".
Wszystkim Koleżankom i Kolegom z okazji naszego święta - Dnia Edukacji Narodowej 2019, życzę przekonania, że budują katedrę. A nam wszystkim, żebyśmy mogli zobaczyć i doświadczyć owoców swojej pracy.
Komentarze
Prześlij komentarz